a ja ci zrobię Bieszczady

a ja Ci zrobię Bieszczady
z paru zdjęć i butelki wina
i odnajdziemy nasze ślady
i spoczniemy na połoninach

poprzesuwamy obłoki
ciepłym wiatrem z Halicza
aż z nieskończoności błękitu
oślepi nas złota kometa

i zaszeleści stara mapa
rwącym nurtem Sanu
niby tutaj, a niby tam
pośród bukowego raju

i dasz się skusić na banicję
dojrzałym jabłkiem lata
gdzieś pod Rozsypańcem
będzie nasz azyl od świata

a kiedy skończy się wino
to zejdziemy do Mucznego
zrobimy tam parę zdjęć
by móc kiedyś wrócić do tego

a noc spędzimy u socjologów
na wstążce zielonego Otrytu
i tak będziemy wędrować
aż do budzika miejskiego świtu

krywulka 
(pamięci Przemka Chmielewskaiego - Chmiela)

krywulkę łemkowską
koralik do koralika
jak igłą nawlekać
w dni i noce
aż po ostatni dzień życia

zdarza się do nieba lecieć
coraz bliżej świecy
wierszem trzepotać
jak ćma uparta
od światła do światła

z niebieskimi walizkami
pełnymi słów
nad połoninę
jeszcze człowiekiem
ale już wolnym być motylem

puste kieszenie
i piórko mieć w kapeluszu
jak kruk czarny smolarz
nad buczyną krążyć
aż do ostatniego świtu

w biesach i czadach być wypada
albo nie…
po bieszczadzkiej ścieżce sunąć
we śnie…
nie dotykając zielonej rosy połonin
gdzie…
na Bukowym Berdzie wiatr myśli gnie… 

huculskie opowieści 

w Wierchowinie na bazarze
z koralami cały kram
już wybiera dla swej lubej
mołodyj bakalan

jego piękna mareczena
białą chustę składa w "rąb"
nim przekwitną dopełniki
złączy ich na wieki pop

a Czeremosz cicho czepce
nawołuje z dala Prut
w dwa warkocze uwiódł dziewczę
Ditko złyj huculski czort

jadą wozy pełne siana
od Łomnicy aż po Dniestr
idzie burza od Hoverli
znad połonin słychać czarci śmiech

płyną dumki o opryszkach
smolnym dymem wieje wiatr
tam wysoko pod Smotrecem
leży gdzieś ukryty skarb

poczerniałych złotych monet
skrzynie pełne dóbr i łask
wyszarpnięte z pańskich dworów
dzielnie strzeże wieczny czas

anioły zakapiory ze Smolnika 

anioły o skrzydłach niewinnych
jak ich ciężkie kufle z piany
pachnące smolnym dymem
z którego te skrzydła sobie utkały

no takie anioły to ja rozumiem
tyle w nich dobrego ile trzeba
by zaufać i przysiąść na chwile
i złego tyle by niezbyt blisko nieba

jesienią….

aniołom więdną skrzydła
a rozciągnięte swetry
wypełniają się kosmiczną materią
spadają bezwolnie jak liście
bezszelestnie dotykając ziemi
pierwszy raz…
gubią się w tłumie
pierwszy raz..
mają brudne stopy
pierwsza wódka
pierwszy papieros
pierwsza... miłość
i zostają… stąd nie ma odwrotu

raport – czyli wspomnienie Bieszczadu

a pamiętasz drogę po rozlanej farbie nocy
ze złotymi jak pinezki guzikami gwiazd
kiedy pragnienie i głód wygnało nas po papierosy
z zaczarowanego Jaworca na tamtą stronę dnia

o poranku Otryt ukłonił nam się jasną kulą
wielką i gorącą kometą jesiennego kosmosu
a od tłumnego Orłowicza szliśmy już tylko górą
z czujnym troskliwym cieniem Smereka na plecach

nieskończone ścieżki
szlaków zgubiona nić
świętość starych buków
orlików przeraźliwy krzyk

Łemków i Bojków
ślady kół na drodze
banie cerkwi, chyże chatyk
kirkuty i drewniany krzyż

Pińczuk w swoim raju, jakże blisko Pana Boga
gdzie słychać jak anioły, kłócą się o świcie
a tam na Wetlińskiej nie męczy już wietrzna droga
i pot smakuje inaczej niż w bieszczadzkiej dolinie

Kremenos przywitał nas szarlotką białego śniegu
wiało wilgocią od niewidocznej słowackiej strony
i schodziliśmy już na mokro i tak bez pośpiechu
ostatni dzień Bieszczadu zazwyczaj mocno boli 

nieskończone ścieżki
szlaków zgubiona nić...

anioł stróż i papierosy

mój anioł stróż pali papierosy
odkryłem to pewnej nocy
kiedy uciekł mi spod powiek sen
tłumaczył się: siła przyzwyczajenia
ziemski nawyk w słabość się zmienia
nieodłączny jak człowieka cień

niepokój wierci dziurę w głowie
w troski o anielskie zdrowie
kaszle czasem, głośno dyszy
nie wiem jak jest ze stróżami
skrzydła żółto poszarzały
włos anielski już nie błyszczy

nie nadąża biedak noga za nogą
za życia mojego codzienną drogą
wlecze się, sapie i gubi trop
po diabła mi taka stróża opieka
nie mogę ciągle na niego czekać
by poczuć bezpieczny anielski wzrok

jest dobra strona takiego układu
kiedy biedak już nie daje rady
mniej się spieszę w codzienności
rozważniej kroczę, prędkości unikam
by nie zgubić swojego bezpiecznika
żyję jakby wolnej ku anielskiej radości

tak się dwie pieczeni upiekły
anioł nadal czuje się potrzebny
i jakby złapał więcej humoru
aż odkryłem pewnej nocy
kiedy uciekł mi spod powiek sen
że zaczął biedak nadużywać alkoholu

ktoś nam skrzyżował te nasze losy
wmieszał w to alkohol i papierosy
nie całkiem to jeszcze pojąłem
kto jaką piastuje tutaj teraz rolę
i już sam się siebie pytam czasem
kto tu stróżem jest a kto aniołem

brakuje chaty
(o pewnym magicznym miejscu w paśmie Krowiarek zapisamym w sztambuchu i na kartkach kalendarza niejednej duszy)

czarno białe zdjęcia pożółkłych wspomnień
aż po zapodziane kadry barwnej fotografii
rozdziela grubą kreską w życia kalendarzu
ludzkie byty, którym dane było tutaj trafić

przerósł nas już wszystkich świerk przy płocie
przez te lata w kuchni coraz niżej wisiał sufit
stare dechy podłogi pamiętają niejedną historię
ale nic, co można byłoby z pamięci wyrzucić

zgarbiony stary sad ociekający syropem słodyczy
stromo ginący w leśnej gęstwinie Skowronka
i ten strumień, co budził się zwykle wiosną
aby zamilknąć w suchym lecie gorącego słońca

a komu w drogę, temu z poranną rosą w butach
przez Marcinków szlakiem na przełęcz Sowią
a komu drogi mało, temu przez Czarną na Śnieżnik
byle wrócić zanim dzień mrokiem zgaśnie w nowiu

a zimą piec gorący gadający buczynowym dymem
no i ścieżka wydeptana w śniegu po kolana
bursztynowe sople z zamkniętym słońcem
i przy wielkim stole przebudzona pachnąca kawa

i jeszcze miętowa łąka z krwawnika białym kwiatem
aż po niebieski horyzont krowiarek zielonej grani
starej kaplicy atrofia za parawanem łopianów
i dzikich czereśni przejrzała czerwień korali

brakuje chaty - z reglamentacją wspomnień
brakuje chaty - o chacie trudno będzie już zapomnieć
trochę na chaty – urwał się w krowiarakach wątek
brakuje chaty - taki koniec jak i początek

…byle zdążyć jeszcze – piosenka z krztyną Bieszczadu

płyną chmury nad Tarnicą
i szukają domu
przywiał je tu wiatr zza Sanu
komu one komu
czy popłyną na Kremenec
do Słowaków w gości
czy zostaną tu na dłużej
by ulewą mościć

byle zdążyć przed deszczem jeszcze
byle zdążyć jeszcze

Idzie burza od Kremenca
od słowackiej strony
kłębią się w niej czarne myśli
oszalałe gromy
już witają ją z uśmiechem
słoneczne złocienie
już złośliwy bies zaciera
ogorzałe ręce

byle…

słów motyli wierszy
w życiu ciągle mało
z bezkresnego nieba
tyle pospadało
dobrze się mają kiedy
świat je jeszcze dziwi
żeby tego im nie brakło
do ostatniej chwili

byle zdążyć przed deszczem jeszcze
byle zdążyć jeszcze

byle zdążyć przed końcem jeszcze
byle zdążyć jeszcze
byle zdążyć przed deszczem jeszcze
byle zdążyć jeszcze 
Tworzenie stron WWW - Kreator stron internetowych